Forum Gildia Dimir
Gildia poświęcona szeroko pojętej fantastyce i nie tylko
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Corristo

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Dimir Strona Główna -> Epiki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Corristo
Zło



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

PostWysłany: Czw 8:30, 13 Kwi 2006    Temat postu: Corristo

Corristo

Aridus… Planeta zamieszkiwana przez rasę humanoidalną chubbiców, w systemie Arkanis. Panowała noc. Corristo ze swojego drewnianego, prymitywnego łóżka wyjrzał przez okrągłą dziurę w ścianie, która spełniała rolę okna, na księżyc w pełni, którego srebrzyste światło lekko oślepiało zmęczone oczy farmera po ciężkim dniu pracy. Odwrócił się i spojrzał na siostrę, która spała po drugiej stronie pokoju. Przeklinał w myślach swój los jednak jej widok nieco uśmierzył jego gniew. Po chwili zasnął. Nie miał żadnego snu… rzadko je miał.
Nagle poczuł jak ktoś lekko szturcha jego ramię. Otworzył lekko oczy i ujrzał uśmiechniętą twarz jego ukochanej siostry. Miała czarne, falowane włosy trochę za ramiona, duże ciemne oczy oraz naprawdę śliczną twarz.
-Wstawaj już, im szybciej zrobimy, co do nas należy, tym więcej będziemy mieli czasu na naukę. Powiedziała zniecierpliwiona Anaya.
-Wiem o tym, codziennie to mówisz.
Corristo zwlekł się z łóżka i poszedł się przebrać.
-Czekam na Ciebie na zewnątrz powiedziała zza ramienia Anaya. Pośpiesz się, bo ojciec idzie, wyszeptała jeszcze i wyszła na zewnątrz.
Corristo zrzucił spocony strój nocny, i założył Czarne, zniszczone spodnie oraz czarną koszulę. Od zawsze uwielbiał ten kolor. Spojrzał jeszcze w lustro i zapatrzył się w swoją twarz. Corristo był bardzo podobny do swojej siostry. Również miał ciemne oczy oraz czarne falowane włosy, jego jednak ledwo sięgały ramion. Miał też gładką, kozią bródkę. Kiedy usłyszał kroki ojca, szybko oderwał wzrok od lustra i ruszył ze spuszczoną głową czym prędzej do wyjścia, nienawidził patrzeć w jego oczy.
-Pośpiesz się nierobie! Wrzasnął ojciec.
Corristo jednak już był dawno na zewnątrz. Dom przypominał kamienne igloo. Gdzieniegdzie na około domu rosły kłębki trawy. Poza tym nie rosła tu żadna inna roślinność. Corristo rozejrzał się po horyzoncie. Na Północy była wioska chubbiców, jakieś dziesięć kilometrów stąd. Zaś czterdzieści kilometrów na wschód widać było dolinę, w której Jack Carbonek, ojciec Corrista i Anayi, miał swoją farmę. Anaya ponagliła Corrista by wsiadał już do maszyny przypominającej poduszkowiec, na której codziennie podróżowali na farmę. Corristo siadł za sterem, wcisnął guziki gdzie trzeba, poczekał aż siostra zajmie drugie miejsce i ruszyli. Pojazd nie był zadaszony a osiągał prędkość 160 km/h, co powodowało bardzo głośne szumienie powietrza w uszach, oraz uczucie jakby ktoś urywał im głowy. Po piętnastu minutach zaczęli wyjeżdżać pod górę, po czym w dół. Mijali piękne dla ich oczu skaliste tereny. Piękne z porównaniem do równin, które widywali koło swojego domu. W dolinie było dużo roślin, które razem uprawiali Corristo i Anaya. Różne rodzaje trawy, kwiatów oraz masa drzew dających owoce, które są niezbędne do przeżycia. Właśnie po nie tu przyjechali. Wspólnie zbierali różnorakie wytwory natury, na początku ciesząc się z tego, że są z dala od domu i ojca. Z tego, że mają siebie, i z tego, że w ogóle żyją. Po dwunastu godzinach pracy jednak ich entuzjazm bardzo słabnie i wracają do domu wykończeni, z pełnymi koszami żywności. Kiedy wyjeżdżali rano, nie było jeszcze do końca jasno, teraz jest już ciemno. Poduszkowiec unoszący się metr nad ziemią mijał przez chwilę trawę, rozwiewając ją na wszystkie strony, następnie klify, kamienie odskakiwały na lewo i na prawo, obijając się o skały, potem zaś tumany kurzu tworzyły piaskowy ogon za poduszkowcem, co wyglądało dość efektownie.
Corristo zatrzymał maszynę niedaleko domu. Wysiedli i zanieśli kosze z jedzeniem do spiżarni. Ojciec jak zwykle czekał już na nich przed domem, uśmiechając się do swoich dzieci dumnie. Tylko wtedy był z nich dumny… Kiedy ich wykończone ciała przynosiły mu żywność. Anaya spojrzała na Corrista tak jak robi to każdego dnia o tej porze. Jej wzrok wyrażał smutek, nienawiść i nadzieję w jednym. Kiedy już wszystkie dziesięć dwudziesto kilowych koszy zostało przeniesione, Corristo i Anaya wrócili do pokoju. Anaya przesunęła jedną z podłogowych desek, odsłaniając skrytkę, w której znajdowała się masa książek dotycząca wielu dziedzin techniki, oraz innych zagadnień. Po prostu zawierały wiedzę, której obydwoje tak pożądali. Usiedli koło siebie na łóżku i zapalili boczną lampkę. Wspólnie czytali tyle ile zdołali. Bardzo późnym wieczorem, kiedy już rodzeństwo miało kłaść się spać Anayi spłynęła łza po policzku.
-Ja nie chcę tak żyć. Wykrztusiła płaczliwym głosem
-Ja też. Odwzajemnił odpowiedz Corristo, i przytulił czule siostrę.
-Ale mogło być gorzej, wyobraź sobie, co by było gdyby każdy z nas był osobno.
Anaya odchyliła głowę od ramienia Corrista i spojrzała mu prosto w oczy.
-Masz rację, i tak nie jest tak źle. Oznajmiła smutnym, lecz wzniosłym głosem. Znowu zbliżyła swój policzek do policzka swojego brata. Mamy siebie… pomyślała.
Po chwili obydwoje byli już w swoich łóżkach i czekali na kolejny świt słońca.
Mniej więcej tak wyglądał każdy dzień Corrista. Wiódł życie farmera. Od czasu do czasu dochodziło do lekkich sprzeczek między Chubbicami. Nieco częściej ojciec awanturował się w domu, nic poza tym.
Minęło kilka dni…
Pewnego ranka, kiedy Corristo i Anaya już wsiadali do poduszkowca, zaczepił ich Jack.
-Od dzisiaj będziecie musieli przynosić po szesnaście koszy, ze względu na to, iż niedługo drzewa przestaną dawać owoce. Będziemy potrzebować więcej zapasów.
-Sam sobie je przynieś. Oddał Corristo i spojrzał wrogo na ojca, po czym zapalił pojazd i ruszył w kierunku doliny.
-Zwariowałeś? Nie pogarszaj Sytuacji, proszę Cię Corristo. Błagalnym tonem odezwała się siostra.
-To nie ma sensu. Jeśli będziemy mieli przynosić po szesnaście koszy to nawet minuty nie poświęcimy na naukę. Ja dzisiaj nie wracam, Ty zrobisz jak będziesz chciała. Oznajmił nieco gniewnym głosem Corristo.
-I gdzie pójdziesz? Zapytała Anaya.
Corristo zwalniał powoli, po chwili się zatrzymał.
-Nie wiem… Oddał zrezygnowanym tonem Corristo.
-Damy sobie jakoś radę, zawsze dawaliśmy.
Corristo spojrzał na Anayę.
-Nie wrócę dzisiaj.
-Przecież nie masz gdzie pójść, Corristo proszę Cię bądź poważny i zróbmy to, co do nas należy.
-Nie! Zaprzeczył ponownie Corristo.
-Niby, co mamy w zamian? Zapytał oburzonym tonem.
Anaya patrzyła się bezradnie na Corrista, po chwili po jej policzku spłynęła łza. Corristo przytulił siostrę.
-Pomogę Ci dzisiaj, ale nie wrócę, może jutro. Musze przemyśleć kilka spraw.
-Jak chcesz. Odparła Anaya.
Ruszyli dalej. W dolinie pracowali dwadzieścia godzin. Ostatnie godziny szły im wyjątkowo wolno, byli wyczerpani. Kiedy załadowali żywność na bagażnik. Wrócili do domu. Corristo wraz z Anayą zanieśli kosze do spiżarni, nawet nie spoglądając na ojca. Wyszli przed dom. Gwiazdy nadawały równinie srebrzysty odcień. Corristo spojrzał no siostrę kochającym wzrokiem.
-Teraz jadę, wrócę szybko, nie wytrzymałbym bez Ciebie zbyt długo. Uśmiechnął się szeroko. Jednak w głębi duszy panował smutek związany z rozstaniem.
Anaya przyciągnęła ciało brata do swojego, i objęła go.
-Trzymaj się. Szepnęła mu do ucha.
-Ty też. Pogłaskał ją jeszcze lekko po głowie i siadł za sterami.
Ruszył z całą prędkością w kierunku doliny, wyjrzał jeszcze przez ramię, i zobaczył jak ojciec wychodzi przed dom.
-Przepraszam Anayu. Wyszeptał przez ramię. Łza spłynęła swobodnie po jego policzku, po czym dodał jeszcze gazu.
Po chwili był już w dolinie. Panował środek nocy. Corristo nigdy tu nie był sam. Nigdy nigdzie nie był sam… Zawsze towarzyszyła mu jego siostra. Mimo wielkiego wysiłku nie czuł się zmęczony. Chodził tu i tam, wspinając się na różne wzniesienia, to schodził w dół obsuwając się po masie brunatnych kamieni. Czuł się wolny. W końcu poczuł zmęczenie i padł na soczystą trawę w centrum doliny.
Obudził się wieczorem następnego dnia. Nie pamiętał, kiedy był tak wyspany. Bardzo brakowało mu jednak uśmiechu Anayi na powitanie dnia. Póki, co postanowił dalej badać dolinę. Właśnie przyszło mu do głowy, że Anayi nie było dzisiaj, aby pozbierała owoce, jednak po chwili doszedł do wniosku, iż przecież to on ma pojazd umożliwiający dotarcie do doliny. Corristo wędrował z konta doliny w kąt, podziwiając piękno roślinności oraz skał. Nocą przy świetle gwiazd zauważył jakąś grotę, niedaleko, której zostawił poduszkowiec. Wziął starą pochodnie i odpalił ją. Corristo właśnie pomyślał z jak biednej rodziny pochodzi. Rozświetlać sobie drogę pochodnią… lepsze to niż nic. Zagłębił się do szczeliny skalnej. Na dziesiątym metru szczeliny po lewej stronie znajdował się otwór prowadzący do jaskini. Oświetlił mrok wewnątrz, aby sprawdzić jak daleko jest grunt w środku groty.
-Na oko dwa metry. Pomyślał i skoczył w dół.
Buty trzasnęły o kamienie, a ku oczom Corrista, ukazała się mała jaskinia. Wszędzie były jakieś pajęczyny, a przy ścianach zwisały winorośle.
-Jest tu kto? Spytał głośno Corristo, a jego ogłos odbił się echem od wilgotnych ścian jaskini.
Spalał wszystkie pajęczyny i odganiał winorośle. Lekko się bał. Z groty aż biło grozą. Gdyby Corristo zgasił pochodnie, panowałby tu kompletny mrok. Zdawało mu się, iż jakieś cienie czmychają za nim, i śmieją się z jego strachu. Jednak Corristo wolał się nie odwracać. Za jednym skupiskiem winorośli było przejście dalej. Był to wąski, wilgotny tunel wyrąbany w czystym kamieniu. Corristo bez chwili wahania zanurzył się w przejściu i poszedł dalej. Czuł jakiś wewnętrzny głos, który podpowiadał mu, aby iść dalej. Ten głos był silniejszy od zdrowego rozsądku.
Przedzierając się przez wąski tunel, Corristo dostrzegał jakieś symbole wyryte w kamieniach. Nie przyglądał im się jednak zbytnio, tylko z ugiętymi kolanami, stąpał przed siebie. Po pewnym czasie dotarł do kolejnej komnaty. W niej pełno było różnych ornamentów, a najbardziej podejrzany z tego wszystkiego był szkielet portalu znajdujący się na środku pomieszczenia. Wyglądał jak gdyby dwie ostro zakończone kości wyrosły z ziemi krzyżując się ze sobą na końcu. Lekko ponad portalem, miedzy końcami krzyżujących się kości lewitowało coś na kształt zębatego koła. Corristo nieco rozpoznawał ornamenty, czytał o nich w najciekawszej ze swoich ksiąg. Z tej, którą kiedyś znalazł w zakurzonej części piwnicy. Tak… Nie przez przypadek ją znalazł.
Przystąpił do rozszyfrowywania pisma. Jego pochodnia powoli dogasała. Corristo przełknął ślinę i nie poddawał się. Jakaś wewnętrzna siła wspierała go, i udało mu się rozpoznać ornamenty. Podawały one kolejność, w jaką trzeba pocierać runy o przewadze czerwonego koloru. Corristo bez namysłu przystąpił do pocierania runu, którego jego zdaniem powinien potrzeć jako pierwszy. Po mniej więcej pięciu sekundach tarcia, run rozbłysnął czerwonym światłem, pulsując lekko i wydając głębokie mruczenie. Podszedł do kolejnego i stało się dokładnie to samo. Powtarzał tę czynność aż wszystkie rozsiane czternaście runów emanowało intensywną, czerwoną poświatą i słychać było bardzo donośne, mimo wszystko przyjemne dla ucha mruczenie. Wtedy koło zębate zaczęło się kręcić, po czym od góry do dołu portalu pojawiła się lekko falująca od centralnego punktu woda, z której spirale czystego światła falowały płynnie zataczając jakieś chaotyczne formy. W tym momencie pochodnia Corrista zgasła, jednak portal dawał bardzo jasne światło.
Corristo był bardzo zafascynowany pięknem owego zjawiska. Zbliżył się ostrożnie do portalu, po czym stanął wyprostowany przed nim, i dostrzegł swoje lekkie odbicie. Stał tak przed chwilę, a następnie postawił gwałtowny krok w przód, a po nim jeszcze następny. Kiedy jego skóra dotknęła powierzchni wody poczuł przerażający ból. Jakby źródło śmierci i zniszczenia przepłynęło przez całe jego ciało. Po chwili był już po drugiej stronie, jednak zorientował się, iż portal wcale go nigdzie nie przeniósł. Przez około pięc minut dochodził do siebie, walcząc z cierpieniem. Był to przerażający ból… Jak by na siłę przedzierał się przez barierę wymiarów. Kiedy doszedł do siebie, zastanowił się chwilę. Następnie przy świetle falujących spiral postanowił jeszcze raz przeczytać ornamentalny tekst. Lecz nie było tam nic poza sposobem otwarcia portalu. Corristo stracił nadzieję i opuścił głowę w tył, i zrezygnowany wypuścił z płuc całe powietrze. Zauważył wtedy, iż na suficie również znajdują się jakieś znaki. Ocknął się natychmiast, wziął głęboki oddech i szybko przystąpił do tłumaczenia.
„Jeśliś przez portal chcesz Ty przejść, jednej rzeczy musisz dowieść.
Pokaż woli siłę twą, by przekroczyć ścianę tą.
Oczyść umysł z wszelkich myśli. Fala wtedy cię nie zniszczy.
Niech nienawiść Twoja synu, milczy podczas tego czynu.
Bo tylko wtedy uda Ci się poznać tę, upragnioną twego pochodzenia prawdę.”
Corristo nie mógł uwierzyć w to, co czyta. Słowo „synu” świadczyło o tym, iż tekst był przeznaczony dla niego. Corristo stanął jeszcze raz przed portalem i zamknął oczy. Postarał się nie myśleć o niczym. Pozbył się wszelkich uczuć, po czym zrobił dwa kroki w przód. Nie poczuł nic. Zastanowił się chwilę i otworzył oczy.
Corristo znalazł się w innym wymiarze. Był teraz w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Stał na drewnianej podłodze zrobionej z ładnie wypolerowanych desek, ściany boczne były szare. W jednej z nich znajdowało się okno, za którym widać było jakieś uschnięte drzewo oraz gwiazdy. Zamiast ściany przedniej była czarna otchłań, w której centrum znajdowały się zwykłe, drewniane drzwi. Sufit był wyjątkowo dziwny. Cały mocno popękany, jakby zaraz miał mu spaść na głowę. Po ścianach bocznych, cienie ludzkich postaci czmychały z kąta w kąt śmiejąc się diabelsko. Na środku pomieszczenia znajdowała się płachta z jakiejś dziwnej skóry, w której centrum znajdowało się namalowane oko. Płachta zasłaniała w połowie drzwi.
Jednak, kiedy Corristo spoglądał w to oko po chwili płachta znikła. Corristo przypomniał sobie czasy dzieciństwa… Nagle drzwi otworzyły się. Błysnęły z nich niemożliwie białe promienie światła i pojawiła się w nich sylwetka zakapturzonej postaci w płaszczu. Weszła na drewniany podest, po czym drzwi same się na nią zamknęły. Teraz Corristo mógł dostrzec, iż płaszcz był czarny, praktycznie jakby zarzucony na otchłań. Na końcu rękawów oraz na kapturze widać było emanujące czerwonym światłem, podobnie jak w komnacie portalowej runy.
-Witaj synku… Powiedziała matka Corrista zmęczonym głosem.
-Cz… Cześć mamo! Oddał niedowierzającym głosem Corristo.
-Czemu mnie wezwałaś? Spytał Corristo nie wiedząc, co powiedzieć.
Matka ściągnęła kaptur. Była nieco podobna do Anayi, jednak nie miała tak ślicznej twarzy, oraz miała proste włosy.
-Sam przyszedłeś. Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Jednak jest coś, co muszę Ci dać.
-Co to takiego?
-To holocron, który dla Ciebie stworzyłam. Masz w sobie wielkie pokłady mocy…
-Mocy?
-Wszystkiego dowiesz się z tego holocronu. Niestety nie mam czasu, aby Ci to tłumaczyć. Za pomocą tego artefaktu… Matka Corrista wyjęła spod płaszcza amulet przedstawiający uskrzydlonego węża, i podała mu go do ręki - Będziesz mógł porozumiewać się ze mną, chociaż to nie będę do końca ja. W tym amulecie znajdziesz nauczycielkę, która przekaże Ci wiedzę na temat mocy i korzystania z niej.
-Co…?
-Nie zadawaj pytań, wszystkie odpowiedzi są w tym holocronie.
-Dlaczego odeszłaś, Jak w ogóle masz na imię? Spytał prędko Corristo.
-Och… Matka uśmiechnęła się znowu. Masz już dziewiętnaście lat, a jeszcze nie wiesz jak mam na imię.
-Ojciec nigdy nie chciał o tym rozmawiać. Zresztą on nigdy nie chce o niczym rozmawiać.
-Ojciec był dobrym człowiekiem. Ale wraz z moim odejściem powoli tracił zmysły. Nie mogłam jednak zostać z nim i z Wami. Nie takie było moje przeznaczenie. Przykro mi… Wracając jednak to tego jak mam na imię, to jestem Ammu Carbonek.
-Miło wiedzieć jak się nazywa moja własna matka.
Corristo zrobił kilka kroków w przód i objął Ammu.
-Idź już synku. Ktoś za Tobą tęskni. Matka pocałowała syna w głowę, po czym rozpłynęła się w powietrzu. Sufit zaczął się energicznie trząść, po czym spadł zasypując wszystko gruzem. Corristo poczuł bardzo silny ból. Następnie wszystko zaczęło jak by falować, potem wirować aż w końcu była tylko otchłań. Corristo otworzył oczy i był tuż przed szczeliną, w której znajdowała się grota. Corristo spojrzał na swoje dłonie i zafalował palcami w celu sprawdzenia czy "żyje", po czym poczuł, iż ma coś na szyi. Był to holocron który dostał od matki. Schował go pod koszulę i zajął miejsce pilota na poduszkowcu. Powoli wschodziło słońce. Corristo odpalił pojazd, i ruszył z pełną prędkością w kierunku domu. Przed domem czekała na niego Anaya. Kiedy Corristo tylko się zatrzymał, rzuciła mu się na szyję. Ten nie odwzajemnił uścisku, mimo iż w drodze powrotnej tylko o tym marzył... Myślał tylko jak jej to wszystko powiedzieć.
-Tak się cieszę, że jesteś, coś nie tak?
-Jest coś, o czym muszę Ci powiedzieć. Chodźmy gdzieś kawałek dalej.
Szli razem spacerkiem patrząc przed siebie, zastanawiając się nad wszystkim i nad niczym. Po chwili usiedli naprzeciwko siebie.
-O, co chodzi? Proszę Cię Corristo, nie ukrywaj nic przede mną.
-Wiem, iż to, co teraz powiem, Cię zdziwi, ale… ale rozmawiałem z naszą matką. Corristo opowiedział siostrze całą historię z wyjątkiem jednego szczegółu… Nigdy nie powiedział jej nic na temat holocronu, który dostał od matki. Odczuwał jakiś ogromny wewnętrzny lęk przed zdradzeniem tego sekretu, mimo iż nigdy nie chciał nic ukrywać przed swoją siostrą.
Ojciec podobno dogadał się z chubbicami i z zamian za owoce dali dużo ziarna, co pozwoli na przerwę w zbieraniu, której Corristo tak potrzebował. Kiedy były zapasy, Jack nigdy nie wyżywał się na dzieciach, więc Corristo i Anaya mieli chwilę wolnego. Dużo czasu spędzali razem, jednak Corristo codziennie na trzy godziny odlatywał do doliny, aby pobierać nauki z holocronu. Nigdy nie powiedział ani Anayi, ani ojcu, dlaczego tam codziennie podróżuje. Mowił tylko że znajduje tam spokój. Zawsze było mu smutno udawać się do doliny bez Anayi.
Lekcje z amuletu polegały na tym, iż poruszając skrzydłami, amulet wytwarzał pół przezroczysty obraz Ammu, która nauczała Corrista zakazanych przez jedi sztuk Sith. Na początku uczyła go o samej teorii mocy oraz o równowadze. Potem nauczyła go jak wykorzystywać Moc do poruszania przedmiotami, oraz odpychania przeciwników. Następnie kilku mocy związanych tylko i wyłącznie z ciemną stroną: Umiejętność manipulowania czyimś umysłem, duszenie Mocą, oraz to, co najbardziej podniecało Corrista. Błyskawice mocy. Była to moc, która dawała mu niezwykłe poczucie potęgi. Jednak aby je wykorzystać, będzie potrzebował ogromnego gniewu...
Pewnego dnia, kiedy Corristo spędzał poranek ze swoją siostrą wspominając czasy wczesnego dzieciństwa, do domu wparowało sześciu chubbiców. Czterech miało prymitywne włócznie, dwóch zaś było uzbrojonych w blastery. Bez ostrzeżenia strzelili do Jack’a przeszywając jego ciało. Corristo pchnął Anayę tak, aby wpadła za biurko i sam również to uczynił. Uniósł oczy ku górze i koncentrował się na tym, o czym się dowiedział z holocronu w czasie ostatnich tygodni. Corristo wstał i popchnął mocą jednego ze zbliżających się chubbiców z włócznią. Wylądował mocno no ścianie. Jeden był wyjątkowo blisko Anayi, więc ta odskoczyła mocno na bok. Wtedy chubbici jednak wykorzystali sytuację, i posłali w nią kilka strzałów z blasterów. Ta wyła z bólu i popatrzyła błagalnym wzrokiem na Corrista. Widział w jej wargach, iż chciała powiedzieć coś na „k”… jednak nie zdążyła. Corristo w tym momencie stracił kogoś, kogo tak bardzo kochał... Czas się zatrzymał a życie przeszło mu przed oczami. Gniew i nienawiść spowodowana nieowyobrażalnie silnym smutkiem, płonęła w jego sercu. Corristo zmarszczył brwi, i wyrzucił przed siebie ręce kierując dłonie w kierunku chubbiców. Wrzasnął na całe gardło a nienawiść, która płynęła przez niego przepaliła jego palce, i wystrzeliła w kierunku grupy napastników błyskawice mocy. Pioruny przeszyły ciała wszystkich chubbiców zapewniając im bolesną śmierć. Corristo uśmiechnął się, poczuł tę satysfakcję, jaką czerpał z zabijania istot, których nienawidził. Poczuł to pierwszy raz. Jednak spojrzał na Anayę i uczucie zwycięstwa zamieniło się w uczucie największej porażki. Pochylił się nad martwym ciałem ukochanej siostry i rozpłakał się w gniewie!
-NIENAWIDZĘ WAS!!! ZABIJE WAS WSZYSTKICH!!! Wrzeszczał Corristo na cały głos. Następnie wsiadł na poduszkowiec i pojechał w kierunku osady chubbiców. Maszyna osiągnęła prędkość 220 km/h co się nie zdarzyło nigdy wcześniej. Nigdy tak mocno nie wciskał wajchy przyspieszenia… Na miejscu Corristo używając to piorunów, to dusząc, wyrżnął wszystkich chubbiców w osadzie. Nigdy nie był tak zły. W jego oczach szalały błyskawice, a twarz płonęła z gniewu. Masakra, której dokonał na długo pozostanie mu w pamięci. Masa trupów i płonące zgliszcza ucieszyły oczy Corrista. Nie miał litości… Nie tylko mężczyzn pozabijał. Wymordował również wszystkie kobiety i dzieci. Tylko taki czyn mógł uśmierzyć jego gniew… Kiedy wszyscy chubbici byli już martwi, Corristo udał się do swojego domu.
Zemsta… To jedyne uczucie, które teraz odczuwał Corristo. Kiedy wrócił do domu, wyglądało na to iż czekał na niego z wyglądu rycerz jedi. Ponieważ tak byli oni przedstawieni w holocronie matki. Ciemnoskóry, łysy człowiek w długim brązowym płaszczu z kapturem, wysokich skórzanych butach, oraz jasno beżowej tunice. Niedaleko domu stał jakiś myśliwiec, którym prawdopodobnie przybył owy jedi. Corristo zastanawiał się jakim cudem znalazł go tu rycerz jedi, z nauk jego matki wynikało iż jedi są źli, ponieważ źle interpretują zasadę równowagi mocy. Corristo zatrzymał swój poduszkowiec niedaleko jedi, i wyskoczył z niego.
-Czego chcesz, przybyszu? Spytał Corristo
-Poczułem wielkie wyładowania mocy, i postanowiłem to sprawdzić. Nazywam się Myr Eltar, i jestem rycerzem jedi. Podejrzewam, a raczej czuję, iż to Ty jesteś prowodyrem owych wyładowań mocy. Na dodatek jej ciemnej strony…
Mocny wiatr rozwiał włosy Corrista, kiedy wrogo patrzył na rycerza jedi.
-Owszem to ja, miałem ku temu powód. Powiedział ochrypłym głosem Corristo.
-Widziałem trupy wewnątrz twego domu, i wiem, że właśnie wymordowałeś wszystkich chubbiców w osadzie, ale wierze, iż można jeszcze wyplątać cię z sideł ciemnej strony. Powiedz mi tylko, od kogo ją poznałeś młody człowieku?
-Czemu miałbym ci o tym mówić?
-Czuje w tobie dobro, i duże pokłady mocy. Niestety jak wyczuwam, okoliczności życiowe nie pozwoliły ci obrać właściwej ścieżki. Ale nie jest jeszcze za późno! Chcę abyś został moim uczniem! Tylko musisz mi dać możliwość sobie pomóc!
W tym momencie znikąd pojawiła się Ammu Carbonek. Która jakby cały czas stała tu i przysłuchiwała się rozmowie.
-On nigdzie nie idzie, rycerzu jedi – Oznajmiła oziębłym głosem matka Corrista.
Jedi zmarszczył brwi jakby penetrując umysł Ammu.
-Dla ciebie nie ma już ratunku, służebnico ciemnej strony!
W tym momencie Eltar Myr przystąpił do ataku.
W momencie, kiedy doskakiwał saltem do swojej przeciwniczki, spod płaszcza wyjął srebrno-czarną rękojeść swojego miecza i wcisnął zapalnik ostrza. Promień intensywnego, zielonego światła zatoczył łuk w powietrzu, wydając z siebie głęboki charakterystyczny dźwięk. Matka Corrista również nie próżnowała, odpięła miecz zaczepiony przy pasie i odpaliła go natychmiast. Smuga żółtego światła przecięła powietrze, i od razu sparowała pierwsze cięcie przeciwnika. Po chwili siłowania się, odparła atak, i kontrowała machając mieczem na lewo i na prawo, robiąc przy tym wiele widowiskowych obrotów, które miały na celu zmylenie przeciwnika. Corristo usłyszał głos, który błagał go, by nie dołączał do tej walki. Zrobił kilka kroków w tył, przyglądając się z przerażeniem w oczach na pojedynek. Po wymianie kilku nie zbyt agresywnych cięć, Myr zrobił pełny obrót, i z całej siły uderzył w miecz świetlny Ammu. Odepchnął jej miecz mocno na prawą stronę, utrzymując swój na odpowiedniej pozycji. Zmarszczył mocno brwi i przesunął miecz mocno w przód, ale tak, aby ciągle stykał się z ostrzem przeciwniczki. Przeciął jej lewe ramię, ta wypuściła miecz, aby chwycić się za ranę. Głośno zawyła z bólu. Corristo stał z boku przyglądając się kolejnej śmierci bliskiej sobie osoby, a w jego serce wbito kolejną dużą igłę. Jedi spojrzał na matkę Corrista przykładając miecz do tej tułowia. Ammu spojrzała na syna dumnym wzrokiem, i uśmiechnęła się do niego. Następnie skierowała wzrok na mistrza jedi i wyprostowała się. Sięgnęła po coś, co miała na szyi. Był to amulet wyglądający jak tarcza srebrnego księżyca. Emanował lekką poświatą. Zacisnęła na nim mocno dłoń i przymknęła oczy. Eltar marszczył brwi i trząsł się lekko, jakby zwalczał w sobie jakiś wewnętrzny konflikt. Corristo wykorzystał chwilę nieuwagi i przyciągnął mocą miecz swojej matki. Myr uniósł głowę, i zrobił odważną minę. Odchylił do tyłu miecz świetlny i skierował go prosto w matkę Corrista. Amulet rozbłysł mocnym oślepiająco białym światłem, i upadł na ziemie wraz z resztą ekwipunku. Szmaragdowe ostrze przecięło czarny płaszcz, który chwilę potem upadł na ziemie bezwładnie… Ciało Ammu znikło. Eltar Myr myślał, iż Ammu próbowała rzucić jakieś zaklęcie z owego amuletu, jednakże nie zdążyła. Nawet nie wiedział w jak wielkim był błędzie…
Corristo schował miecz do wewnętrznej kieszeni koszuli, i podszedł powolnym krokiem do rycerza jedi.
Głęboko w swoim sercu schował swoje uczucia, aby żadna istota nie mogła ich wyczuć. Zwłaszcza swoją nienawiść i chęć zemsty, jaką pałał do owego Myra Eltara.
-Dobrze, zrobiłeś… Westchnął Corristo, i wyksztusił.
-Była złą kobietą. – Kontynuował
-Dlatego właśnie nie mogłem jej oszczędzić. A teraz powiedz mi, skąd znasz ciemną stronę?
Corristo milczał przez chwilę, po czym wymamrotał…
-Od niej samej. Ale uwolniłeś mnie z sideł zła, jeszcze nie jest za późno. Proszę cię mistrzu. Pozwól mi zgłębiać tajniki jasnej strony mocy u twego boku,
-Sam chciałem ci to zaproponować.
-Wiem. Pomyślał Corristo.
-Polecimy teraz na Yavin IV. Tam znajduję się obecnie akademia jedi. Jeżeli rada zgodzi się, zostaniesz moim padawanem, i wspólnie będziemy walczyć przeciwko złym Sithom, którzy zagrażają życiu całej galaktyki.
-Sithom? Corristo udawał, iż nie wie, o co chodzi.
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Teraz musimy udać się na Yavin IV.
-Poczekaj… jest jeszcze coś.
Corristo pobiegł do domu, i udał się do swego pokoju. Potykając się o ciała martwych chubbiców. Pochyliwszy się nad swoją martwą siostrą, wziął jej ciało i wyniósł niedaleko przed dom. Pochował ją, i wbił w ziemię małą, drewnianą tabliczkę… Anaya Carbonek. Mimo iż na prawde bardzo tego chciał, nie uronił ani łzy… W drodze na statek podniósł jeszcze płaszcz swojej matki, oraz potajemnie schował do kieszeni amulet w kształcie księżyca
-Teraz możemy lecieć. Oznajmił smutnym głosem Corristo.
-Wskakuj. Powiedział Myr, i popatrzył ze współczuciem na swojego nowego ucznia.
Corristo wraz z Eltarem zajęli miejsca na statku. Myr włączył silniki i wyleciał prosto w przestań kosmiczną. Wyregulował przyrządy i włączył skaner. Ustawił autopilota, aby dołączył do stacji z dodatkowymi silnikami. Kiedy to zrobił, skoczyli w nadprzestrzeń. Gwiazdy powoli wydłużały się, a po chwili były już ciągłymi liniami. Corristo był zafascynowany tym zjawiskiem, mimo iż wiele czytał na ten temat. Po chwili wszystko wróciło do normy i już było widać powierzchnię księżyca Yavin IV. Statek pikując był coraz bliżej księżyca. Obleciał go dookoła, i po drugiej stronie było widać monumentalne budynki.
-To jest akademia jedi, twój nowy dom. Odezwał się dumnym głosem Myr
-Zdumiewające. Odpowiedział zafascynowanym tonem Corristo.
Statek zatrzymał się na obszarze do tego przeznaczonym, tuż przed jedną ze świątyń, niedaleko innych podobnych myśliwców. Stalowe drzwi otworzyły się, tworząc pionowy mostek, który ułatwiał zejście ze statku. Zeszli po nim i udali się w kierunku centrum kompleksu. Mijali wspaniałe budowle, widać, iż odnowione, czuć było od nich niesamowitą, wspaniałą starość. Corristo wyczuwał jakiś potężny, przyjazny byt, który go obserwuje, nie mógł jednak go zidentyfikować. Przy koronnej drodze, prowadzącej do głównej świątyni, było wiele posągów postaci w różnego rodzaju szatach, czy też przepięknych zbrojach. Corristo odczuwał małe wrażenie, iż owe postacie go obserwują, lecz kiedy na któryś posąg spojrzał, ten zdawał się absolutnie normalny, reszta zaś, jakby zbliżały się do Corrista.
-To miejsce jest na prawdę fascynujące.
-Zdaje mi się ze jeszcze nie raz to dzisiaj powiesz.
Już było widać główną świątynię. Wyglądała nieco jak piramida z licznymi, wysokimi, ostro zakończonymi wieżami. Wzbudzała respekt. Corristo i Eltar wspinali się po obszernych, i bardzo długich schodach w kierunku wejścia. Zajęło im to niecałe dwie minuty, dla Corrista jednak trwało to całą wieczność. Przemierzając dobrze oświetlone, szerokie korytarze świątyni, towarzysze dotarli do windy, która przeniosła ich na najwyższe piętro. Obydwoje podeszli do podwójnych, pięknie wymalowanych, stalowych wrót i westchnęli.
-Przygotuj się. Wyszeptał Myr.
Rycerz jedi przesunął palec wskazujący od lewej do prawej. Drzwi otworzyły się na dwie strony. Ku oczom Corrista okazała się okrągła sala, Wszędzie były ogromne okna, co dawało idealne oświetlenie komnaty. Na środku dwóch rycerzy jedi trenowało ze sobą walcząc na miecze świetlne. Bardziej chcieli zmusić przeciwnika do uniku, niż zranić go. Tej walce przyglądał się ktoś… Mistrz jedi Luke Skywalker. Rycerze jedi przestali walczyć, i spojrzeli na nowego przybysza.
-Niech moc będzie z wami! Donośnie rzucił Myr
-Przyprowadziłem ze sobą prowodyra owych wyładować mocy. To on, Corristo Carbonek.
Corristo pokłonił się i bacznie obserwował zgromadzonych. Czuł się trochę dziwnie stojąc spokojnie przy kimś, kto jak by wyczuł jego zamiary, zabiłby go z miejsca.
-Zdawało mi się, iż owe wyładowania, były spowodowane definitywnie ciemną stroną mocy. Odezwał się Skywalker.
-Zgadza się mistrzu, ale czyż nie wyczuwasz w tej istocie dobra. chubbicowie zabili całą jego rodzinę, a tajniki ciemnej strony pobierał pod przymusem od swojej matki, którą zabiłem osobiście.
Luke wyczuwał wielkie pokłady mocy, jakie Corristo w sobie miał, i wiedział, iż lepiej będzie, jeśli Corristo będzie po ich stronie, niż przeciwko nim.
-Dobrze. Zgadzam się! Od tej chwili rycerz jedi Myr Eltar ma nowego padawana, Corristo Carbonek. –Oznajmił głośno Luke.
-Corristo, od teraz musisz słuchać swojego mistrza, i wszystkich innych mistrzów, czyli Luke’a Skywalkera.
-Myr przedstawi ci nasz kodeks, poznasz tajniki jasnej strony mocy, skonstruujesz własny miecz świetlny i nauczysz się z nim władać, a co najważniejsze: Zwalczysz w sobie cień ciemnej strony. Oznajmił Luke
-Tak mistrzu – Odpowiedział Corristo
-Możecie odejść.
Miesiące mijały… Corristo u boku swego mistrza zgłębił wszystkie tajniki jasnej strony, Faktycznie skonstruował własny miecz świetlny o niebieskim ostrzu, i nauczył się nim świetnie władać. Ale nigdy nie zapomniał o ciemnej stronie. Każdego dnia nauczał się jak wykorzystywać jasną stronę. Nocami jednak spędzał czas z holocronem, który dostał od swojej matki, oraz często wspominał, i opłakiwał swoją kochaną siostrę. Nigdy nie wyzbędzie się swoich uczuć tak jak robią to inni jedi. Ciemna strona była w nim silniejsza z każdą chwilą. Nie mógł się tylko doczekać aż nadarzy się odpowiednia okazja żeby pomścić swoją matkę, i dopełnić swojego przeznaczenia… Zabić Myra Eltara. A jego największym marzeniem było osiągnąc potęgę, która była by w stanie przywrócić jego siostrę do życia. Jednak wie, iż jeśli jest to w ogóle możliwe, będzie to wręcz niemożliwie trudne do wykonania. Ta myśl każdego dnia przeszywa jego serce, jednak głęboko ukrywa swe uczucia.
Pewnego poranka, kiedy Corristo ćwiczył z kilkudziesięcioma kulkami strzelającymi słabymi wiązkami laserowymi, z odpowiednim kaskiem, który uniemożliwiał korzystanie z jakichkolwiek zmysłów, jego trening przerwał mu jeden z rycerzy jedi.
-Witaj Corristo, Myr Eltar wzywa cię do komnaty Luke’a Skywalkera. Podobno to coś ważnego i masz się tam zjawić natychmiast. Corristo zgasił miecz i udał się szybkim krokiem do komnaty mistrza. Kiedy Corristo pojawił się na środku pomieszczenia, wszystko ucichło. Carbonek rzucił spojrzeniem na swojego mistrza, oraz Luke’a Skywalkera.
-Dobrze że jesteś. Odezwał się Luke.
-To będzie twój pierwszy sprawdzian mocy młody padawanie. Kontynuował Skywalker.
-O cóż chodzi? Zapytał Corristo
-Jakiś mroczny jedi, założył swoją bazę na Kuras, i stamtąd terroryzuje Merisee. Twój mistrz i ty Corristo, musicie się tym zająć. I to teraz, ponieważ istnieje możliwość, iż mroczny jedi, konstruuje bombę, która umożliwi mu zniszczyć wszystkie dobra rolniczej planety. Niech moc was prowadzi!
Corristo i Myr zjechali windą na dół i pobiegli do swojego myśliwca. Udali się do systemu Elrood na niezbadaną planetę Kuras. Podobno tam czai się owy szaleniec.
Z nauk pobieranych od holocronu wynikało, iż mroczni jedi są już tylko sługami ciemnej strony, która pochłonęła ich kompletnie. Podobno ich zniszczenie doprowadza ich samych do unicestwienia… Ciekawe czy tym razem też tak będzie.
Kiedy zbliżali się do powierzchni niezbadanej planety, wyglądało na to, iż nie ma na niej zbytnio roślinności. Można by ją zakwalifikować do planet równin. Eltar włączył skaner wykrywający istoty ludzkie. Natychmiast zlokalizował bazę i namierzył statek w jej kierunku.
-Co dokładnie jest naszym zadaniem mistrzu? Zapytał Corristo
-Musimy unieszkodliwić wszelką broń, zabezpieczyć teren, i oczywiście pozbyć się mrocznego jedi.
-To nie będzie łatwe zadanie
-Owszem, wygląda na to, iż w bazie jest wielu szturmowców imperialnych, możliwe jest też, że posiadają inne jednostki bojowe.
-Mam złe przeczucie… Rzucił Corristo, kiedy statek już lądował. Baza wyglądała jak duży bunkier. Przed głównym wejściem stało dwóch szturmowców. Kiedy towarzysze opuścili statek jeden ze szturmowców sięgał po urządzenie komunikujące.
-Nie chcesz nikogo zawiadomić o naszym przybyciu. Rozkazał Corristo zataczając mały łuk ręką wysuniętą w stronę szturmowca.
-Nie chcę nikogo zawiadomić o waszym przybyciu. Odpowiedział szturmowiec przypinając urządzenie na swoje miejsce.
-Nie używaj tej zdolności zbyt często mój młody padawanie, ponieważ możesz zwieść się ciemnej stronie. Powiedział stanowczym głosem Eltar.
-Wiem. Pomyślał Corristo.
-Przepraszam mistrzu. Rzucił
Corristo podszedł spokojnym tempem do szturmowców i jednym ruchem ręki, wyjął miecz zapalił go, odciął głowy obydwóm strażnikom i zgasił miecz. Głowy poleciały w przeciwne strony, ciała zaś osunęły się powoli w swoim kierunku. Corristo ponownie przyczepił go do pasa i sięgnął po kartę magnetyczną jednego z żołnierzy. Myr patrzył z dumą, lecz również z lekkim zaniepokojeniem na swego padawana. Corristo przeciągnął kartę po zamku magnetycznym koło drzwi. Wejście stało teraz otworem. Corristo w swojej czarnej tunice, oraz ciemnoskóry Myr, w swoim obszernym, brązowym płaszczu przemierzali stalowy korytarz, po czym natrafili na rozwidlenie w lewo i prawo.
-Z tego, co widziałem na skanerze, to jak na mój gust powinniśmy udać na niższe poziomy, a teraz kierować się w lewo. Wyrzucił szybko Corristo.
-Mam nadzieję, że masz rację. Oddał Eltar.
Przemierzali kolejny długi korytarz aż w końcu doszli do ślepego zaułku.
-Gdzieś tu powinno być przejście. Oznajmił Corristo.
Myr spojrzał wrogo, na Corrista, kiedy nagle wyczuł za plecami jakieś niebezpieczeństwo.
-Szturmowcy! Wrzasnął Corristo i odpalił swój miecz świetlny. Eltar również zapalił swój oręż i z obrotu już odbijał pierwsze laserowe wiązki wystrzeliwane przez wrogów. Corristo z całej siły wbił miecz w stalową ścianę i powoli przesuwał miecz, wycinać koło o średnicy jednego metra. Dziesięciu szturmowców agresywnie atakowało Eltara. Myr nieprawdopodobnie szybko, i precyzyjnie odbijał strzały blasterów. Często odbite laserowe wiązki padały prosto w szturmowców, jednak przybywało ich więcej i więcej. Minęło trzydzieści sekund zanim Corristo wyciął dziurę, jednak dla nich to było naprawdę długo. Bardzo mocno żarząca się stal, utworzyła ognisty okrąg. Corristo przystawił energicznie dłoń do środka okręgu, odpychając go gwałtownie pchnięciem mocy, po czym wskoczył do środka. Myr cofając się tył, odbijając pociski wystrzeliwane przez szturmowców, gwałtownie ugiął nogi w kolanach, i odbił się w tył. Jego głowa pierwsza przeszła przez otwór, następnie tułów, a potem nogi. Eltar był już na prawdę blisko żeby walnąć głową o podłogę, ale powolne spadanie wywołane przez oddziaływanie mocy, pozwoliło mu na odbicie się rękami, i robiąc jeszcze jedno salto stanął na nogi… Moc była w nim silna.
Corristo i Myr znajdowali się w następnym pomieszczeniu. Corristo szybko podniósł mocą stalowe koło i przyłożył na miejsce.
-Mam nadzieję, iż za szybko na to nie wpadną, aby odepchnąć to koło. Burknął Corristo.
W pomieszczeniu znajdowało się wiele komputerów, oraz winda na niższy poziom.
-Wygląda mi to na jakieś pomieszczenie kontrolne. Poszukam może jakiejś mapy. –Kontynuował
Nagle koło przysłaniające dziurę w ścianie, odpadło a strzały blasterów wpadały do środka pomieszczenia.
-Szybko na dolny poziom! –Wrzasnął Corristo.
Obydwoje szybko wbiegli do szklanej osłony, która zamknęła się za moment. Platforma zaczęła zjeżdżać w dół.
-Przygotuj broń! –Rozkazał Myr
-Tak mistrzu…
Corristo i Eltar odpalili swoje miecze. Szmaragdowa i szafirowa wiązka światła przecięła powietrze a stalowe drzwi na dole otworzyły się. Zaraz po drugiej stronie znajdował się cały oddział szturmowców. Miecze poszły w ruch to przecinając kończyny, lub odcinając głowy żołnierzy, czy też odbijały laserowe promienie prosto w przeciwników. Po chwili wszyscy szturmowcy już martwi, leżeli na podłodze.
Pomieszczenie było okrągłe, a w jego centrum znajdowało się coś, co przypinało bombę. Było zabezpieczone bardzo mocnym, i odpornym na laser szkło. Przy ścianach były różne panele kontrolne, oraz komputery, naprzeciwko komnaty znajdowały się drzwi, które właśnie się otwierały.
We wrotach ukazał się ubrany w obcisły czarny strój człowiek, miał czarne, szpiczaste włosy, oraz twarz wymalowaną krwią. Mroczny jedi szybko wyrzucił rękę w stronę Corrista, przyciągając jego miecz świetlny. Corristo oszołomiony cofnął się nieco w tył. Kiedy miecz doleciał do ręki mrocznego jedi, natychmiast wystrzeliło z niego niebieskie światło. Sięgnął również po drugi miecz, z czerwonym ostrzem i skrzyżował je ze sobą chichocząc pod nosem. Eltar również odpalił swój miecz i rzucił się do ataku. Mroczny jedi obracał się machając dwoma mieczami, przesuwając się w stronę przeciwnika. Myr parował ciosy obydwóch mieczy, czekając na odpowiednią okazję. Kiedy szpiczastowłosy jedi popełnił mały błąd, polegający na nieodpowiednim momencie ataku drugim mieczem, Eltar parując jeden cios od czerwonego ostrza, machnął szybko w drugą stronę przecinając rękojeść miecza o niebieskim ostrzu. Mroczny jedi wycofał się kawałek, po czym znowu przystąpił do agresywnego ataku, wydając przy tym odgłos jakby chciał przegryźć kamień. Corristo szybkim krokiem zbliżał się do walczących. Myr kontratakiem bardzo mocno uderzył w miecz przeciwnika i zaczęli się siłować. Corristo patrzył się obojętnie, tym razem z bliska.
-Zrób coś!!! Wydarł się Eltar.
Corristo sięgnął do wewnętrznej kieszeni jego koszuli, i odpalając żółte ostrze miecza jego matki, przeciął swojego mistrza na całą długość, po czym zgasił miecz świetlny i uśmiechnął się ironicznie do Mrocznego Jedi.
-NARESZCIE! Pomyślał
Mroczny jedi również zgasił miecz i odwzajemnił równie ironiczny uśmiech.
Corristo wyczuł zamiar mrocznego jedi, i postanowił go uprzedzić. Zmarszczył lekko brwi, koncentrując się, i wyrzucił wolną dłoń w kierunku przeciwnika. Błyskawice mocy zatrzeszczały głośno, jednak przeciwnik był nieco za szybki. Momentalnie odpalił czerwoną klingę swojej broni, i przyjął destruktywną moc błyskawic na swoje ostrze. Zmarszczył bardzo mocno brwi, trzymając rękojeść oburącz, praktycznie poziomo względem podłoża. Corristo po chwili przestał, atak błyskawicami był bardzo wyczerpujący. Natychmiast chwycił za miecz, zapalił ostrze, i obydwoje rzucili się do ataku. Mroczny jedi darł się w niebogłosy. Jego żądza krwi nakazała mu walczyć, nie miał nad sobą kontroli… Ostrza spotkały się, trzasnęły głośno, a z między nich strzeliły iskry. Mroczny wziął jedną rękę z rękojeści i pchnął mocą Corrista. Ten poleciał w tył, jednak moc nieco spowolniła lot. Przeciwnik Corrista szybko skoczył w przód i mocno zamachnął się na niego. Corristo natychmiast odskoczył na bok a następnie wysoko w powietrze przeskakując nad przeciwnikiem. Mroczny jedi wystrzelił w powietrze błyskawice mocy, jednak nie trafił Corrista. Gdyby było to kamienne pomieszczenie, zwaliłby sobie na głowę tonę kamieni. Corristo wylądował bez żadnych problemów i zaczął intensywnie atakować. Klingi spotykały się regularnie, co jakiś ułamek sekundy, jednak Corristo raz cofnął ostrze, skulił się mocno, i poprzez pół obrót od dołu, przeciął rękojeść miecza przeciwnika. Mroczny Jedi nabrał wiele powietrza i spojrzał z przerażeniem na Corrista. Corristo wykorzystał sytuację i szybkim cięciem zakończył żywot mrocznego jedi. Wszystko stało się tak jak było to opisane w holocronie. Destrukcja mrocznego jedi zniszczyła jego samego, ponieważ gdyby nie miał zamiaru mnie zaatakować, prawdopodobnie bym go nie zabił.
Corristo westchnął głośno i przyciągnął dłonią miecz świetlny, który niegdyś należał do Ammu Carbonek, i przyczepił go do pasa.
Nagle pojawiła się w eterycznej, półprzezroczystej niebieskiej postaci matka Corrista, uśmiechając się do niego.
-Dobrze się spisałeś, to był bardzo ważny krok na drodze Twego przeznaczenia mój synu.
Corristo spojrzał na matkę zdumiony, nie spodziewał się ze ją jeszcze ujrzy.
-Cóż mam czynić dalej matko? Corristo zbliżał się powoli do matki, gdyż chciał ją objąc, jednak po chwili przypomniaj sobie że przecież jest już tylko duchem, i zatrzymał się w miejscu.
-Musisz dopełnić swoje przeznaczenie.
-Myślałem, iż właśnie to zrobiłem, czyż zabicie Myra Eltara, w tym pomszczenie Ciebie, nie było moim przeznaczeniem?
-Nie mój synu. Faktycznie, był to ważny krok na drodze Twojego życia, ale to jeszcze nie koniec. Aby dopełnić swego przeznaczenia musisz udać się na Korriban i zgłębić do końca tajniki ciemnej strony mocy. Z holocronu poznałeś zaledwie jej cząstkę. I musisz zrobić wszystko, co tylko zdołasz, aby utrzymać moc w równowadze.
-Co masz na myśli?
-Wróć do swoich pierwszych lekcji. Równowaga na wadze zachodzi wtedy, kiedy obydwie szalki są na tym samym poziomie. A teraz wyobraź sobie, że Ty jesteś Sithem i Twoje rozłożone ręce są szalkami. Na jednej ręce stoją jedi, zaś na drugiej mroczni jedi. Musisz robić wszystko, aby szalki były na równym poziomie, czyli aby było mniej więcej tylu samo jedi, co ich mrocznych odpowiedników.
-Rozumiem
-Udaj się na Korriban, na Twoim holocronie jest dokładnie wskazane gdzie to jest, i dołącz do bractwa, Sithów. Tam zgłębisz do końca tajniki ciemnej strony mocy i będziesz w stanie zostać strażnikiem równowagi. Mam nadzieję, że będę mogła być z Ciebie dumna synku… Nie zawiedź mnie.
- Czy istnieje jakiś sposób na to aby Anaya powróciła do naszego świata? spytał bardzo szybko Corristo ale Ammu już znikła.
- Nie zawiodę... ! dodał jeszcze.
Corristo stał chwilę i myślał, po czym zasiadł za centralnym komputerem. Sprawdził dane dotyczące bomby. Faktycznie miała być wysadzona za tydzień na Merisee. Zapanowała chwila konsternacji. Coś podpowiedziało mu żeby nie uruchamiał bomby. Ta planeta może się jeszcze na coś przydać…
Szybko pobiegł do windy i przemieścił się na wyższy poziom. Szturmowców już nie było, więc pobiegł do wyjścia i wszedł do myśliwca, oraz otworzył skrytkę, w której trzymał płaszcz swojej matki. Założył go i siadł za sterem.
-Od teraz już nie jestem jedi, wyrzekam się zakonu. Powiedział szeptem.

Sprawdził przyrządy i uruchomił silniki. Leciał już w kierunku przestrzeni kosmicznej, wyjmując spod koszuli amulet w kształcie uskrzydlonego węża. Faktycznie znajdowała się informacja o położeniu Korriban, jednak wcześniej jej nie było. Corristo dodał ten punkt na mapie zaprogramowanej w myśliwcu i już się przygotowywał do skoku w nadprzestrzeń.
Pojawił się niedaleko Korriban, lecz jakiś system kontrolny padł i nie mógł manewrować statkiem, który kierował się na jakiś olbrzymi meteoryt, co bardziej przypominało skalną planetę. Przerażony Corristo nie wiedział, co robić, i czekał aż wejdzie w atmosferę. Już był blisko do zderzenia się ze skalną powierzchnią, więc uruchomił katapultowanie, i za pomocą mocy, spadł na nogi bez żadnych skutków ubocznych. Statek uderzył bardzo mocno o powierzchnię planety powodując mały wstrząs. Roztrzaskał się praktycznie doszczętnie.
Corristo był w jakiejś kotlinie, sam, ze zepsutym statkiem.
Nagle ziemia się zatrzęsła. Przerażony Corristo nie wiedział, co się dzieje. Po chwili trzęsienie ustało… Ale wróciło jeszcze mocniejsze. W pewnym momencie skały zaczęły się jakby ruszać i zaczęły wychodzić z nich kamienne bestie. Lewa ręka tych golemów była laserowym działem, na prawej zaś na długości łokcia, była lustrzana powierzchnia, która prawdopodobnie służyła do odbijania laserowych promieni. Corristo nie widział do końca czy obsydianie mają złe zamiary, więc dał im pierwszy ruch. Bestii wychodziło ze skał więcej, i więcej i pierwsze z nich rozpoczęły ostrzał.
Corristo wybił się, i wyskoczył wysoko w powietrze dobywając w tym momencie miecza, który odpalił się natychmiast, kiedy dosięgła go dłoń Corrista i już w powietrzu odbijał ciosy przeciwnika. Stał na środku kręgu, stworzonego przez przeciwników i odbijał laserowe promienie obracając się na wszystkie strony. Mimo iż lasery, golemów były wyjątkowo wolne to Corristo i tak nie miał szans nadążyć z odbijaniem kilkudziesięciu wiązek i kiedy kilka go trafiło upadł na ziemię. Obsydianie zaprzestali ostrzał i stali w idealnym kręgu jakby na coś czekając. Nagle ziemia zaczęła się trząść w rytm czyjegoś marszu a golemy z jednej strony zaczęły się ustawiać w dwie równoległe do siebie linie. Wyglądało na to, iż tworzą przejście dla swojego pana.
Corristo wiedział, co się święci więc postanowił skorzystać z najtrudniejszej umiejętności jakiej się nauczył podczas studiowania holocronu. Zgasił miecz świetlny, uklęknął, skulił się w pozycję przypominającą trochę embrionalną i zamknął oczy. Nie było widać nawet kawałka jego skóry. Płaszcz wyglądał jakby zarzucony na otchłań. Corristo oczyścił swój umysł z wszelkich myśli i przestał odczuwać wszelkie zewnętrzne bodźce. Nasilił się okropny ból głowy, ale Corristo nawet nie drgnął. Po prostu wyłączył się od tego świata. Nagle coś go zbudziło, poczuł potężne drgania mocy, i postanowił otworzyć oczy. Jego ciało ogarnął niewiarygodny ból, zawył głośno, ale nie poddał się. Powracał do materialnego świata. Czuł się tak jak wtedy, kiedy po raz pierwszy przekraczał portal, nie przez przypadek się tam znajdował. Zobaczył na oko dziesięć myśliwców, które lądowały mocno szurając po ziemi, roztrzaskując przy okazji kilka golemów. Kapsuły otworzyły się i wyskoczyły z nich widowiskowymi saltami zakapturzone postaci w czarnych, obszernych płaszczach. Czerwone ostrza mieczy świetlnych zapaliły się w jednym momencie, i ruszyły do boju. Corristo klęczał pośrodku, zwijając się bólu i obserwując jak grupa zakapturzonych postaci masakruję w niesłychanym tempie masę kamiennych bestii. Setki golemów stawiały opór. Wszędzie przelatywały i piszczały laserowe promienie. Jak się już Corristo domyślił, Sithowie byli świetnymi wojownikami. Liczba obsydianów spadała z każdą chwilą. Rubinowe ostrza mieczy świetlnych przecinały ich kończyny i dobijały ich to przebijając ich na wylot, to obcinając głowy. Od czasu do czasu jakiś Sith używał błyskawic mocy, lub też rzucał jednym golemem o drugiego. Kiedy kamienne bestie straciły dziesięciokrotną przewagę zaczęły uciekać. Wyskakiwały przed siebie, i jakby wtapiały się w kamienną powierzchnię planety. Po chwili nie było już śladu po żadnym.
Corristo rozejrzał się po zakapturzonych postaciach.
-Dziękuję… Czy to wy jesteście Sithami z Korriban? Wykrztusił klęcząc.
Krew powoli wylewała mu się z jamy ustnej.
-Tak to my. Odpowiedział jeden.
-Skąd wiedzieliście, że potrzebuje pomocy?
-Ktoś nam o tym doniósł. Niejaka Ammu Carbonek.
Ta wypowiedz zaskoczyła Corrista.
-Powiedziała nam też o tym, kim jesteś, i po co tu przybyłeś. O tym czy zostaniesz jednym z nas zadecyduje Mroczny Lord.
-Dobrze, mistrzu.
Corristo wraz z resztą Sithów udał się na Korriban. Kiedy już zbliżali się do kompleksu świątyń, Corristo zorientował się iż nie ma swojego miecza świetlnego. Prawdopodobnie, kiedy przeniósł się do innego wymiaru, miecz pozostał na polu bitwy, i jeden z golemów go wziął…
-To już drugi miecz świetlny, który straciłem… pomyślał Corristo.
Wraz z resztą Sithów wylądowali wśród pięknych świątyń. Były to wieże, zrobione wspaniałymi ornamentami wśród bujnej roślinności. Sithowie rozeszli się, Corristo zaś udał się w kierunku głównej świątyni. Podobnie jak na Yavin IV wspinał się na wielkie schody, po których dwóch stronach były posągi słynnych Lordów Sith. Kiedy na nie patrzył odnosił podobne wrażenie jak wśród świątyń Jedi. Kiedy spoglądał na jeden, reszta go obserwowała, jednak nie bał się tego uczucia, podobało mu się. Tym razem posągi zdawały się dziwnie znajome. Kiedy Corristo osiągnął szczyt minął dwóch wojowników Massassi stojących na straży i udał się do miejsca rady Lordów. W mrocznej komnacie ozdobionej runicznym pismem było wielu lordów Sith, stojących w kręgu obserwując nowoprzybyłego, przyszłego Sitha. Corristo osiągnął środek pomieszczenia i stanął przed obliczem Mrocznego Lorda Sith, czekając na jego osąd.

-----------------------------------------------------------------------
Słowniczek:
Holocron: Artefakt, tworzony przez istoty potrafiące kontrolować moc. Dzięki niemu inne istoty mogą poznawać różne sztuki kontrolowania Mocy, oraz samej jej teorii.
Korriban: Planeta, na której znajduje się Akademia Sith. Położenie znane tylko przez Sithów.
Yavin IV: Księżyc, na którym 4000 lat przed przejściem Anakina Skywalkera na ciemną stronę mocy znajdowała się Akademia Sith. Duch Exara Kuna przebywał w niej 4000 lat. Obecnie znajduję się w niej Akademia Jedi, której Mistrzem jest jedyny Mistrz Jedi - Luke Skywalker.
Elrood – System znajdujący się w dzikim kosmosie. (Jeszcze dalej jak zewnętrzne pierścienie)
Kuras – nieznana planeta w systemie Elrood.
Merisee – Rolnicza planeta w systemie Elrood. Podstawowy producent żywności tego sektora.
Arkanis – System w zewnętrznych pierścieniach. Znajduję się w nim m.i.n. słynna planeta Tatooine, na której wychował się wybraniec Jedi – Luke Skywalker.
Aridus – Pustynna planeta zamieszkiwana, przez Chubbiców
Chubbici – jednometrowe żabo podobne stworzenia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Dimir Strona Główna -> Epiki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin