 |
Gildia Dimir Gildia poświęcona szeroko pojętej fantastyce i nie tylko
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Corristo
Zło
Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
|
Wysłany: Pią 22:04, 26 Maj 2006 Temat postu: Klątwa nad Exsecrabilis |
|
|
Klątwa nad Exsecrabilis
Prolog
Jest rok 659 Wielkiego Dominium. Królestwo Odium Tenebris pod berłem króla Teodora III żyje w mrocznych czasach. Anarchia panująca w państwie uniemożliwia jakiekolwiek działania związane z stabilizacją. Plaga czarnej ospy zabiła wiele mieszkańców królestwa, a żywioły ostatnimi czasy dają się nam niewątpliwie mocno we znaki. Ponoć „Istoty, o których mówić się nie powinno” nawet zawitały ku naszych bram. A magowie nie chcą z nami nawiązać żadnego kontaktu. Krążą, obserwują, ciągle są czymś zajęci, jednak nie pomogą nam zwalczyć klątwy, jaka zawisła nad naszym państwem, przynajmniej na razie wszystko na to wskazuję. Ja nie wiele mam już sił, ukryłem się głęboko pod murami miejskiego ratusza Hora Sinistra, i spisuję tu historię, której początek miał w przeklętej wiosce – Exsecrabilis. Przy tańczącym w ciemności płomieniu świecy, odgłosem skrzypiących, i trzaskających okien w górze ratusza, notuję z pamięci wydarzenia nie z tej ziemi. Śmiał bym rzec… z piekła rodem. Nie wiele życia jeszcze we mnie jest, ale postaram się nie ominąć nawet najmniejszego faktu. Mam tylko nadzieję, że jestem jeszcze zdrowy na umyśle…
Akt I
Rozdział 1
Exsecrabilis, mała wioska na zachodzie Odium Tenebris, była siedzibą mnichów z klasztoru Żebraczego, poza nim, nie było tu nic godnego uwagi, do czasu, kiedy nie zaczęły się tu dziać rzeczy niesamowite, wykraczające poza pojęcie śmiertelnego człowieka. W nocy 658 Wielkiego Dominium, gdy konstelacja węża była w zenicie, z bezkresnych lasów, otaczających Exsecrabilis, kiedy srebrna poświata księżyca biła światłem wyjątkowo mocno, mieszkańców wioski dotarły przerażające krzyki. Całą noc dymy unosiły się wokół wioski, ludzkie, jednak mocno szaleńcze wrzaski, wykrzykiwały demoniczne pieśni, ku chwale czegoś nie z tej ziemi, aby powstało, zrodziło się, by niszczyć. Mieszkańcy byli przerażeni. Wichura, która zmaterializowała się niesamowicie szybko i niespodziewanie, zagłuszała nieco wrzaski. Całą noc istne piekło panowało za okiennicami Exsecrabilis. Całą noc szatańskie wersety były wyśpiewywane ku czci demona. Całą noc mieszkańcy wioski spędzili w strachu i terrorze.
Nad ranem wszystko się uspokoiło, sytuacja jednak powtarzała się, co noc. Mieszkańcy byli wycieńczeni. Opat klasztoru, Renewis Alton, rozkazał zamknąć klasztor, i pozostawił mieszkańców sam na sam ze złem, które ich spotkało, czy też po nich przybyło. Mędrzec wioski, brat sołtysa – Mechrunes, napisał list do swego przyjaciela Dioemisa, który kiedyś uratował mu życie, gdy podróżował w pobliżu Hora Sinistra, aby przybył do Exsecrabilis. Mechrunes był zrozpaczony, a że prosi przyjaciela, aby przybył, prawdopodobnie, na pewną śmierć. Mechrunes czekał kilka dni… kilka dni terroru i śmierci. Co jakiś czas ktoś znikał z wioski. Każdej nocy, kiedy poszarpane, drewniane okiennice trzaskały targane wiatrem o ściany, ludzie ryglowali i barykadowali swe domy, w nadziei, że te beznadziejne przeszkody, oprą się piekielnym siłą. Ale czy na pewno piekielnym? Czy nie ludzkie były wrzaski docierające z lasu? Pod osłoną pełni księżyca, wieśniacze fortece, co noc były forsowane przez nieznane siły, i porywani byli ludzie. Nie tylko mężczyźni, kobiety i dzieci też. Patrząc w stronę światła, księżyca pełnego, ciągnięci za włosy, prowadzeni przez wiatr, podróżowali ku śmierci.
Rozdział 2
Pewnego dnia, do zbutwiałych, przegnitych, przepełnionych strachem i goryczą domostw Exsecrabilis, z porannej mgły wyłonił się wędrowiec… Mechrunes, kiedy zobaczył go przez strzaskane okno, wybiegł przed dom. Jego miękkie buty wykonane z jaszczurzej skóry, zatapiały się całe w bagnie, które było podłożem tej siedziby zakonu żebraczego. Uczony zatapiając się bardzo powoli, przechodził z nogi na nogę, wypatrując dokładnie czy to przypadkiem nie Dioemis. Nadzieja rosła z każdą chwilą, myślał, że to musi być on. Potargane ubrania, opancerzony kolczugą, i sporo ekwipunku wojennego świadczyło o tym, że owy podróżnik jest wojownikiem. Kiedy wyłonił się całkowicie z gęstej mgły, Mechrunes zorientował się iż to nie jego przyjaciel. Nieznajomy rozłożył ręce, ociekające krwią i stoczył się na kolana. Mamrotał coś w transie o kultystach i o demonie z piekła rodem. Potem patrzył jak słup w siną w dal, i nie docierały do niego żadne bodźce zewnętrzne.
Jeden z mnichów – Teodor, śledząc czy ktoś nie zaginął tej nocy cierpienia, zauważył zaistniałą scenkę, i jego reakcją było zabranie biedaka do murów klasztoru. Tam umył go, ubrał w suchą koszulę i spodnie, następnie napoił i dał mu jeść. Co prawda był to jedynie gotowany szczur, ale jednak lepsze to niż nic. Po kilku nocach delirium grozy, wędrowiec przedstawił się jako Kruk. Opowiedział nieco o swoim awanturniczym życiu. Że był najemnikiem, i że do tej przeklętej wioski sprowadziły go wieści, o szybkim zarobku. Po pobycie tutaj jednak jego stan nie bardzo się polepszył, i jak najszybciej chciał opuścić to miejsce, jednak nie miał dość odwagi, aby samotnie, po raz kolejny zapuścić się w ten las. To, co tam zobaczył, nie było przeznaczone dla oczu śmiertelnika.
W międzyczasie do wioski dotarł Dioemis, człowiek, który kiedyś uratował mędrca Mechrunesa. Przywitał go jego brat, Wolthter, sołtys Exsecrabilis, i zaprowadził go do uczonego. Mechrunes przy płomieniu świecy, oraz przy dopiero, co uwarzonej herbacie, opowiedział w spokoju Dioemisowi wszystko, co działo się do tej pory w Exsecrabilis. Zachował wyjątkowo scjentyficzny sposób wypowiedzi, aby nawet nie ukazać iskry, która mogłaby świadczyć o tym, iż Mechrunes wierzy w „te dziwne rzeczy”. Tłumaczył to sobie, że grupa szaleńców przybyła do Exsecrabilis, aby składać ofiary jednemu z bożków plemiennych. Masa dywanów obijająca ściany piwnicy, w której się znajdowali, doskonale zagłuszała nie przyjemny klimat płaczu i zgrzytania zębów panujących na dworze. Jednak grobowa cisza, jaka panowała w tym miejscu, również nie dodawała zbytniej otuchy. Dioemis po chwili namysłu, a raczej po interwencji jego wręcz głupoty heroicznej, wypowiedział dobitnym głosem, iż nawet to, co tu zobaczył nie jest w stanie go przestraszyć, i postanowił pokonać zło, które nęka tę wioskę. Jednak, kiedy wyszedł przed dom sołtysa, jego zapał zamienił się w mroźną pustkę, która przeszyła niczym strzała, jego płomienne serce.
Z rozkazu Mechrunesa, Dioemis ma prawo przenocować w klasztorze, w pustych ścianach, milczącej, wszechogarniającej pustce, jaka towarzyszyła temu miejscu.
Kiedy nastała noc, Teodor i jego dwaj podopieczni, wyglądali przez wąskie strzeliste okno na księżyc, który cały czas był w pełni, to było wyjątkowo dziwne. Wyjątkowo, dlatego, ponieważ jest to jedyna rzecz, której naukowo – nie da, się wyjaśnić. Kiedy tak zawieszeni w ciemności, trójka ludzi o zupełnie odmiennych charakterach wpatrywała się w bezkresy sfery niebieskiej, byli światkami rzeczy nadnaturalnej, wykraczającej poza granice ludzkiego umysłu. Nagle zerwał się niesamowicie mocny wiatr, mocniejszy nawet niż te, które występowały w nocach poprzednich. Zrywał nawet dachy z zbutwiałych domostw Exsecrabilis. Część ludzi sama wybiegała z domów, i w panicznym strachu, lęku i delirium, w beznadziejnym ślepym biegu, zmierzała ku wszechogarniającym to mroczne miejsce lasom, na pewną śmierć. Kiedy trójca oświetlonych światłem księżyca twarzy, widziała to wszystko, zaczęła płakać na myśl że śmierć wkrótce również ich dopadnie, a za oknem pojawił się nietoperz, którego rozczapierzone skrzydła rozlały się na tle księżyca, dając przerażający widok, ogromnego nietoperza, koloru kruczo czarnego, na tle srebrzystej aury tarczy miesiąca. Nietoperz zapiszczał przerażająco, i odleciał, ponownie uwalniając magiczne światło księżyca. Trójca światków tego wydarzenia zemdlała, opadając bezwładnie na prastarą, brudną posadzkę klasztoru.
Rozdział 3
Nad rankiem Opat Renewis Alton zbudził trójkę „przyszłych wybawców” Exsecrabilis. Poinformował ich o wielkich stratach, jakie ponieśli mieszkańcy tej nocy. Wiele zniszczonych domostw, masa zaginionych mieszkańców, kilku zginęło na wskutek śmiertelnego lęku. Kiedy tak przemawiał do nich, patrząc na ich przerażone twarze, przemówił jeszcze głośniej i jeszcze dobitniej.
- Zaklinam Was na starożytną wiedzę Silmaniony! Musicie sprostać złu, które nawiedza Exsecrabilis, w innym wypadku, wszyscy – będziemy zgubieni.
Kiedy Renewis skończył wypowiadać te słowa, odwrócił się energicznie, a jego stara już, niegdyś biała, teraz już jasno szara szata, zawirowała w powietrzu, zataczając niezwykle płynny łuk. Odszedł spokojnym krokiem, jak gdyby nic się nie stało.
Teodorowi ciągle w głowie dudniły słowa: Na starożytną wiedzę Silmaniony… na starożytną wiedzę Silmaniony… - muszę to zrobić, pomyślał. Dioemis mimo grozy, jaka go ogarnęła, przypomniał sobie o przysiędze, jaką złożył jego przyjacielowi – Mechrunesowi. Kruk widząc reakcję swoich nowych towarzyszy podróży, stwierdził, iż i tak nie będzie miał lepszej okazji, aby uciec od tego przeklętego miejsca, w związku, z czym, trójka „bohaterów” postanowiła zbadać sprawę klątwy, która zawisła nad Exsecrabilis…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Azrael
Komandos
Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: from the other side of mirror
|
Wysłany: Wto 22:13, 30 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Kruk, jako że prawie wszystko robił sam, przełamał możliwie szybko strach przed zmierzeniem się z otaczającą ich groźbą i wyszedł przed budynek klasztoru nie czekając specjalnie na reszte. Zrobił solidny obchód w okół wioski, nie zagłębiając się oczywiście w las, wypatrując wszelkich oznak nienormalności i dziwów jakie miały miejsce w bladym świetle księżyca już od długiego czasu. Klucząc tak, cały czas starał się na ile to możliwe uporządkować wszystko w głowie i wzmocnić mocno skołataną psychike logicznym i zdrowym myśleniem, a także zastrzykiem świeżego powietrza. Starał się też w miare możliwości obserwować wszystkich w okół, trudno można było mówić o nawiązaniu konwersacji gdyż blade twarze mieszkańców stanowiły odpowiedź na wszystko, a zarazem na nic. Jedynie nie liczni potrafili wykrzesać ze swych ust coś powszechnie przyjętego jako mowa. Nie chcąc marnować czasu począł przepytywać zakonników i przeora o pobliskie tereny, ze szczególnym uwzględnieniem możliwych kryjówek, a także o jakiekolwiek inne pomocne informacje na temat incydentu. Oni przynajmniej coś składnego mówili, no i posiadali dość znaczną wiedzę ogólną. Starał się to uporządkować, poskładać swoją głowe na nowo ze szczątków jakie mu zostały. Wytężał umysł by dojść do jakiś wniosków, chciał zbliżyć się do rozwiązania zagadki możliwie najbardziej przed kolejnym zmierzchem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Corristo
Zło
Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
|
Wysłany: Nie 19:07, 26 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
przykro mi że tak wyszło...
zapraszam do działu Epiki -.-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|